MASYW GÓRZCA – KOLEJNY SZYB

W masywie Górzca poza bardzo dobrze znanym szybem Rudolf jest także szyb Dębnica i właśnie ten bez nazwy a bynajmniej ja nie znam jego nazwy. Jest drożny w dobrym stanie jak na takie zabytki przeszłości. Wiele jest szybów zasypanych Górzec jest zryty jak ser szwajcarski. Droga z Chełmca na Pomocne przez las jest wyasfaltowana choć już popada w ruinę. Nawet nie wiedziałem że ten asfalt położyli ruscy. Rosjanie przez bardzo długi czas szukali czegoś po lasach masywu Górzca czy ryli w szybach za uranem czy możne szukali czegoś innego ?

LUFTMUNA GOCZAŁKÓW

LUFTMUNA GOCZAŁKÓW
Luftmuna Strzegom to miejsce niebezpiecznie, niedostępne do zwiedzania. Chyba, że ktoś chce wysadzić się na starych pociskach. Luftmuna to skład amunicji lotniczej i jest to przykra pozostałość po II Wojnie Światowej na terenie Dolnego Śląska. Domyślacie się pewnie, że wpis należy do kategorii turystyki niekonwencjonalnej, gdyż absolutnie nikomu nie polecam udawać się w to miejsce. Kiedyś napisałam artykuł „Co kryje las pod Strzegomiem” wraz z nieistniejącym już stowarzyszeniem eksploracyjnym, tak więc moje przemyślenia przeplotę fragmentami tego artykułu (umówmy się że artykuł pisany będzie kursywą).Cała historia zaczęła się od lakonicznej informacji na jednym z for internetowych “Ja mam oryginalne foto WL314/Nr. 694 RLM Luftmuna Striegau…
Mam też wiele ciekawych info o tej fabryce, od świadków naocznych”, i tak od słowa do słowa nawiązaliśmy kontakt z Michałem oraz ludźmi ze Strzegomia. Poszła na tapetę

„Lista kodów niemieckich podziemnych budowli z czasów II wojny światowej” Hansa Walthera Wicherta, gdzie figuruje zapis, że w Strzegomiu znajduje się podziemny obiekt, natomiast na liście Geilenberga znajduje się informacja że w Strzegomiu jest obiekt o kryptonimie Balthasar z dopiskiem Himmel/Oettal. Następna potwierdzająca informacja pochodzi z wykazu obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych z roku 1953, odnalezionego w archiwach przez Henryka Wcisło znajduje się wpis: .poz Pow. gm. Strzegom, 4 km od Strzegomia Podziemna fabryka, wejście podminowane i zawalone.Przyznacie, że wiadomości jakie zaczęły do nas docierać niesamowicie mogły podziałać na wyobraźnie. Zaczęliśmy widzieć jej oczami wielkie przestrzenie podziemnych korytarzy, których odkrywcami będziemy my Oficjalnie Luftwaffen-Munitionsanstalt 3/VIII Striegau był naziemnym składem amunicji podlegającym Luftzeuggruppe 8 Breslau, zlokalizowanym w lesie Sander Wald na północ od miejscowości Kohlhohe (Goczałków Górny). Samo powstanie L.Muny datuje się na końcówkę lat 20 ubiegłego stulecia.Na stronie Nadleśnictwa Jawor znalazłam opis ekspertyzy saperskiej na terenie goczałkowskiego składu amunicji, w której potwierdzone są te relacje, data powstania… Ale mając na uwadze brak materiałów źródłowych, pewnie wciąż przepisujemy z tych samych…Na terenie znajdowało się ponad sto bunkrów amunicyjnych, kilkanaście ramp rozładunkowych, oraz wiat, doprowadzono torowisko, oraz wybudowano sieć utwardzonych dróg . Na terenie pobudowano budynki administracyjne, koszary, oraz domy oficerów, funkcjonował dworzec kolejowy. Obiekt był pilnie strzeżony. Gdy zbliżał się front kilka większych bunkrów zostało podobno wysadzonych, natomiast część zaminowana. Mówi się też, że nie zdążono nic zabezpieczyć, gdyż bardzo szybko wkroczyły rosyjskie.Po wojnie teren został przejęty przez wojsko radzieckie, następnie przez Wojsko Polskie, obecnie część terenu znajduje się w rękach prywatnych , natomiast pozostała część należy do Nadleśnictwa Jawor.Obecnie można wejść tylko na część będącą własnością nadleśnictwa. Teren prywatny jest ponoć ogrodzony wysokim murem i wejść do niego się nie da. My mieliśmy tę możliwość. Ponoć stanęła tam nowobogacka posiadłość.W miesięczniku Odkrywca w 2004 r. temat podziemnejfabryki poruszył Marek Lubicz Woyciechowski starając się zgromadzić jak najwięcej materiałów. Nie będziemy tutaj prowadzić dywagacji na tematy podsuwane z różnych źródeł oraz polemizować i fantazjować o przeznaczeniu obiektów, ponieważ nikt tego przeznaczenia nie zna, więc snucie domysłów, gdzie była parowozownia, a gdzie hala produkcyjna jest nieuzasadnione.Jednak nie byliśmy święci, bo sami snuliśmy domysły, a jeszcze lepsze domysły zaczęły się układać z skojarzonych faktów.

W naszych poszukiwaniach nie skupimy się na domniemaniach i opisach nie istniejących świadków, lecz na czystym założeniu że jeśli taki zapis został podany przez Wicherta to jest to zapis właściwy, więc trzeba podjąć działania aby takowy obiekt znaleźć, taki jest nasz cel.
Po wstępnych telefonicznych ustaleniach ze Strzegomiakami Stowarzyszenie Badań Historycznych i Terenowych podjęło decyzję, że czas wyruszyć w teren. Jeszcze przed wyjazdem założyliśmy, iż pierwsza nasza wizyta na obiekcie będzie jedynie rozpoznawcza .
Pięknego jesiennego poranka 17 października 2009r , zapakowaliśmy się do samochodów i wyruszyliśmy na spotkanie Luftmuny, dzień zapowiadał się deszczowy lecz w powietrzu czuć było już mroźne powiewy zimy. Już w chwilę po przyjeździe zjawili się miejscowi koledzy – Michał, oraz pasjonat historii Strzegomia – Zbigniew Dudziński, który przywiózł ze sobą zdjęcia obiektu z lat wojennych. Krótka narada i czas wyruszać, prowadzi Michał pokazując podejrzane jego zdaniem miejsca. Poruszamy się krętymi drogami, wijącymi się pomiędzy wysadzonymi w 1946r przez Rosjan obiektami. Zbyszek objaśnia nam, iż podczas wysadzania ewakuowano pobliską wioskę Targoszyn. Obchodzimy pozostałości betonowych bunkrów oraz budynków i wykonujemy dokumentację fotograficzną. Teren jest ogromny, więc ustalamy, że musimy wytypować i ponanosić na mapę interesujące nas obiekty aby przeanalizować ewentualne połączenia oraz wrócić większą grupą.Plotki mówią, że podczas ewakuacji fabryki w Ludwikowicach Kłodzkich, przewieziono na Luftmuna Strzegom, to co miało być w Ludwikowickiej Muchołapce – dzwon. Dzwona nie znaleźliśmy, ale ja zaliczyłam „dzwon”, gdy potknęłam się goniąc za chłopakami.

Ruszamy na penetrację licznych kanałów rozsianych po całym obiekcie, szperacz wciska się do wąskiego podziemnego tuneliku, biegnie on 10m, następnie skręca pod kątem prostym w prawo i znów 10m w lewo, a na końcu jest zawał. Idziemy dalej, następny tunelik z przysypanym wejściem więc trzeba kopać. Pierwszy do roboty bierze się Michał, następnie zmienia go OKI , reszta dopinguje i robi sobie żarty o wychodzących z podziemi SS-manach, maciek uwił posłanie w krzakach i odsypia poranek w najlepsze .

Obok Muny funkcjonował RAD-Abteilung 3/115 Striegau. RAD-Abteilung inaczej Reichsarbaitdienst to organizacja obywatelska dla młodzieży tworząca miejsca pracy w obozach pracy (nie mylić z pracą przymusową). Sama nazwa w dosłownym tłumaczeniu to Służba Pracy Rzeczy. Czym się tam zajmowano? Nie udało się nam tego do końca ustalić.Kiedy drogi są już skończone, czas na trudniejsze zadanie czyli przedzieranie się przez maliniaki i zarośnięte partie lasu. Szperacz z samozaparciem, na zmianę z kolegą z firmy geofizycznej ciągną urządzenie przez typowane miejsca, lecz cały czas wychodzą tylko kanały techniczne. Następuje moment zniechęcenia, jedno co nas pociesza to piękna słoneczna pogoda. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej mamy już za sobą ponad 4,5km pomiarów i nagle bingo! Pojawia się potężny sygnał, jest nadzieja na trafienie , więc czeka nas dalszy ciąg prac. Teraz wszystko w rękach specjalistów od geofizyki , musimy cierpliwie czekać na dokładne opracowanie wyników pomiaru. Pakujemy sprzęt i opuszczamy na chwilę gościnny Strzegom. Tak naprawdę wszystko dopiero przed nami!

https://dolnoslaskipodroznik.pl/luftmuna-strzegom/…

LAS GOCZAŁKOWSKI

Już kiedyś zarzucałem o Goczałkowie i niemieckich potężnych składach oraz byłej jednostce wojskowej , którą po Niemcach przejęli ruscy a potem Polacy. Dzisiaj z bunkrów rampy kolejowej i samej jednostki nie pozostało już prawie nic a to za sprawą saperów którzy wszystko dokładnie oczyścili i wysadzili i z prawe 200 obiektów zostały tylko zarastające dziury w ziemi. Dodam ze goczałkowskie składy amunicji były położone wiza wi obozu koncentracyjnego Gros Rosen możne w odległości 4 kilometrów i nie jest to przypadek.https://www.google.pl/maps/@51.0212241,16.3715117,1982m/data=!3m1!1e3?hl=pl Rozwiałem ze 100% wiarygodnym źródłem i dostałem info o położonym nieopodal w środku lasu bunkrem do którego prowadzi tunel w skale, niestety mój rozmówca nie wie czy go zasypali czy może wysadzili a być może tam ciągle jest gdy z uwagi na swój wiek nie zapuszcza się już w tamte rejony. Nie był bym sobą gdybam tego nie sprawdził, kolejne wyzwanie turystyczno – historyczne to coś co nie da mi spokoju. I jeszcze jedno , w tych rejonach trzeba uważać na zdziczałe psy z czym miałem do czynienia , jednak było się bez zgrzytu zębów , nie mniej dobrze mieć przynajmniej gaz na takie okoliczności. Po uprzątnięciu terenu przez saperów odchodzi jeden problem , jest spokój z poszukiwaczami niewybuchów z szemranego towarzystwa

GÓRZEC – Sztolnia Rudolf

W pobliżu drogi prowadzącej na Kalwarię, tuż koło miejsca odpoczynku z ławeczkami nieopodal pasieki, znajduje się wejście do Sztolni Rudolf (276 m n.p.m.) w której eksploatowano rudę żelaza – hematyt. Początki górnictwa na Górzcu są datowane na XVII wiek, a trwały do 1942 roku. Wobec niewielkich dochodów często zostało zarzucane, to znów wznawiane z różnym powodzeniem. W okresie przed II Wojną Światową przy eksploatacji pracowało około 25 ludzi, na 3 zmiany po 8 godzin. Do 1941 roku kierownikiem kopalni był sztygar Prenzel, a następnie Reimann z Wałbrzycha. Kierownikiem zmiany był Martin Bluemel z Pomocnego. Sztolnia zagłębiała się w górę na ponad 900 metrów na trzech poziomach. Szyb wydobywczy można odnaleźć kierując się drogą leśną (na prawo od szlaku kalwaryjskiego przy dwóch dużych drewnianych krzyżach) po około 100 metrach, po lewej stronie, na zboczu. W chwili obecnej ma on średnice i głębokość około 5 metrów. Winda wyciągowa (Foerderkorb) działała do 1942 roku obsługiwana przez Rudolfa Leifera. Kompresor znajdował się na hałdzie, a wszystkie urządzenia, w tym młoty wiertnicze były napędzane sprężonym powietrzem.

Eksploatację prowadzono zakładając na 4 metrach kwadratowych 12 otworów, głębokich na 1,5 metra i odstrzelano donaritem. Dym i pył był odprowadzany na powierzchnię rurami, jak również rurami doprowadzano do wnętrza świeże powietrze. Urobek rozdrabniano młotami pneumatycznymi, ręcznie ładowano na wózki i wyciągiem wydobywano na powierzchnię. Przy jednej z takich prac strzelniczych zginął Georg Schiefer. Oświetlenie sztolni stanowiły lampy karbidowe. Do dziś zachowały się jeszcze pozostałości transformatora.

LINK Z EKSPLORACJI SZTOLNI RUDOLF

Jest to jedna z najmniej poznanych kopalń w rejonie Gór Kaczawskich zarówno pod względem eksploracyjnym jak i historyczno – dokumentacyjnym, przy czym z przesłanek wiadomo, że był to obiekt dość rozległy. Sama sztolnia główna miała mieć ponoć około 1 km długości, co jak na dolnośląskie kopalnie rudne jest dość sporym wynikiem. Jednak brak dokumentacji nie pozwala ani precyzyjnie określić dat funkcjonowania kopalni, ani właściciela (na podstawie którego można by na przykład przeprowadzić kwerendę archiwalną), ani też nawet nazwy kopalni, bowiem funkcjonująca tradycyjnie nazwa „sztolnia Rudolf” nie ma potwierdzenia w dokumentach i w zasadzie nie wiadomo nawet skąd się wzięła. Istnieją nawet przypuszczenia, że w wyniku właśnie tego braku dokumentacji pewne fakty, które podaje się odnośnie do sztolni Rudolf, w rzeczywistości dotyczą innej kopalni żelaza – znajdującej się w bliskiej okolicy kopalni Carl Friedrich Gustaw (znanej też jako kopalnia Wilcza).

Górnictwo w rejonie Górzca ma swoją historię sięgającą jeszcze prawdopodobnie średniowiecza, o czym świadczą dwie wyraźnie zarysowane linie pingów na północnym zboczu góry. W pierwszej połowie XIX wieku funkcjonowała tu kopalnia Treue Freundschaft, eksploatująca żyłę o takiej samej nazwie. Nadanie górnicze na kopalnię Treue Freundschaft obejmowało miedź, srebro i ołów a właścicielem kopalni było gwarectwo założone na zasadach starego prawa górniczego (co oznacza, że kopalnia funkcjonowała przed 1860 rokiem). Na zboczu góry istnieją ponoć kamienie graniczne pól górniczych, przy czym na jednym z nich widnieje data 1857 rok – co może być zbieżne z datą funkcjonowania tej kopalni.

W 1922 roku oraz później w latach 1929 – 1935 przeprowadzono w rejonie bliżej nieokreślone prace poszukiwawcze, czego wynikiem może być właśnie powstanie sztolni Rudolf, za pomocą której chciano dostać się do głęboko położonych, niewyeksploatowanych jeszcze do końca rud żyły Treue Freundschaft. Dlatego też sztolnia główna ma podobno około 1 km długości, ponieważ jej wlot położony jest kawałek drogi przed masywem, by z tego miejsca osiągnąć większą głębokość we wnętrzu góry. Kopalnia na pewno działała w latach 1939 – 1942. Istnieją też przesłanki, że wydobywano w niej rudę do końca wojny, a po wojnie poszukiwano w niej uranu – bez sukcesów. Kopalnia rzekomo funkcjonowała jako kopalnia żelaza, choć na to również nie ma żadnych dokumentów i równie dobrze mogła być to miedź, którą w okolicy wydobywano wcześniej.

Kopalnia udostępnia złoża dwoma sztolniami. Spąg pierwszej z nich – tzw Sztolnia Dębowa – znajduje się na poziomie 373 m. npm, natomiast druga – sztolnia Rudolf – znajduje się niżej na poziomie 276 m. npm. Wylot tej sztolni znajduje się pod drogą w kierunku Górzca, w niewielkiej odległości od parkingu znajdującego się przed parkiem, przygotowanego przez służby leśne. Dojście do sztolni jest wygodne.

Wlot sztolni zabezpieczony jest kratą z okienkiem, jednak jest ono otwarte. Sama sztolnia jest szeroka na tyle, że dwie osoby mogłyby iść koło siebie. Około 40 metrów od wlotu znajduje się przekopany zawał, który spiętrza wodę w dalszej części dostępnego wyrobiska, także do eksploracji potrzebne będą kombinezony OP-1 bądź jakiś inny wodoodporny sprzęt. W zasadzie już za pierwszym zawałem woda sięga po pas, okresami powyżej pasa, by w miarę posuwania się wgłąb wyrobiska powoli opadać, przy końcu sięgając po kostki.

Po około 200 metrach znajduje się drugi zawał – do tej pory nieprzebyty – co niestety oznacza koniec wycieczki. Zawał ten powstał – jak się przypuszcza – w miejscu, gdzie kończyła się obudowa sztolni i powinny zacząć się skały. Z góry zawały wylewa się obficie woda. Sam zawał spowodowany jest prawdopodobnie natrafieniem w tym miejscu na żyłę wodną, która wypłukując nadkład skalny oraz spoiwo spowodowała niestabilność obudowy w tym miejscu i w konsekwencji oberwanie stropu, które doprowadziło do zawału. Podobną żyłę wodną spotyka się zresztą kilkadziesiąt metrów przed drugim zawałem, jednak w tym miejscu znajduje się ona w niewielkiej bocznej wnęce i nie stanowi problemu dla konstrukcji obudowy – przynajmniej na razie. Drugi zawał wymaga przekopania, co będzie pracą ambitną i pewnie niebezpieczną, lecz wygląda na to, że opłacalną.

Sama budowa sztolni jest pierwszą przesłanką, świadczącą o tym, że wyrobiska powinny być znacznie rozbudowane. Sztolnia do momentu drugiego zawału posiada kompletną obudowę ceglaną z łukowatym betonowym sklepieniem – a takich kosztownych obudów nie stosuje się dla niewielkich kopalni. Drugą przesłanką jest odległość od wlotu sztolni do eksploatowanej żyły Treue Freundschaft – około 600 – 700 metrów w linii prostej.

Sztolnia niegdyś miała być udostępniona turystom. Pracę nad tym prowadził jaworski Koliber, lecz nic z tego nie wyszło, zapewne w wyniku problemów z drugim zawałem. W każdym razie to prawdopodobnie członkowie stowarzyszenia Koliber przekopali pierwszy zawał, dzięki czemu dziś można eksplorować część tej kopalni.

GÓRZEC – SZTOLNIA DĘBOWA

Powiem szczerze że przejeżdżałem koło niej dziesiątki razy nie zdając sobie sprawy z jej istnienia. Tak bardzo popularny szlak Kalwaria na szczyt Górzca to częsta trasa wśród jaworskich biegaczy i rowerzystów MTB, potem często zjazd na Bogaczów i tam właśnie  tuz przy samej drodze jest mało znana sztolnia w odróżnieniu od sztolni RUDOLF ciężko znaleźć jest o niej wzmianki a juz żaden przewodnik turystyczny nie wspomina o takiej”atrakcji”. Być może w archiwach urzędu górniczego są dane na temat tej kopalni żelaza.  Po wyrobisku można wnioskować ze jest bardzo długa lub rozległa. Niestety nie eksplorowałem tego szybu  ze względu na błocko , być może latem albo jak skuje lód, zostawiam to na przyszłość.

Kopalnia Rudolf udostępniała złoża rudy żelaza kilkoma sztolniami. Pierwsza z nich znajduje się na poziomie 276 m n.p.m. (opisywana w części pierwszej), ale do chwili obecnej zachowała się też druga, nie związana z tą kopalnią, na poziomie 373 m n.p.m. Aby do niej trafić należy kierować się „starą” drogą na prawo od szlaku (zielonego) prowadzącego kalwarią. Po około 100 metrach, na lewej stronie zbocza można odnaleźć stary, zawalony szyb, o średnicy i głębokości około 5 metrów. Kierując się dalej dochodzimy do rozwidlenia dróg, a potem w prawo, w dół do początku jaru. Następnie poruszamy się jarem w górę do sztolni nr. 2.

W jej pobliżu (dalej jarem ku górze, po około 50 m, po prawej stronie) znajduje się kolejna sztolnia nr. 3 – niestety zawalona, oraz sporych rozmiarów hałda. Sztolnia zagłębia się nie do wnętrza Górzca, ale w kierunku południowo-zachodnim, w zbocze bezimiennej góry, leżącej na zachód od niego. Jest 85-metrowej długości, wysokości średnio 2 m i szerokości 1,3 m (można się w niej swobodnie poruszać), wydrążona w łupkach. Po 10 metrach od wlotu natrafiamy na mały obryw skał ze stropu, a po kolejnych 50 metrach docieramy do pierwszego zawału (60 m od wlotu), po którego pokonaniu przez ciasny przełaz docieramy do obszernej komory eksploatacyjnej o szerokości około 6 m i wysokości 4 m, z nie usuniętym urobkiem zalegającym na spągu.

Znajduje się w niej interesująca struktura, kolorystyka i różnorodność ławic skalnych, mineralizacja. Często spotyka się żyły kwarcu z wyraźnymi kryształami dochodzącymi do 1 cm.Pokonując przez przełaz kolejny zawał, można dotrzeć do dalszej części chodnika, długości 16 m zakończonego zawałem (obryw kilkutonowego bloku, widoczny po wejściu do szczeliny, po prawej). Na spągu zalegają duże fragmenty skały (urobek, obrywy?). Na ścianach całego wyrobiska widoczne są ślady po otworach wiertniczych, drewniane „kotwy”, spróchniałe fragmenty stempli, otwory po poprzecznych prostokątnych belkach przy stropie (po prawej stronie na około 50 metrze), natomiast nie pozostały żadne ślady po torowisku lub podkładach dla wagoników.Wielkość hałdy znajdującej się w jarze porównana z wielkością spenetrowanej sztolni nasuwa sugestię, że zawał odcina dostęp do sporej długości chodników. W związku z odmiennym kierunkiem przebiegu chodników, nie łączy się ona z wyrobiskami sztolni dolnej i została ona założona dużo wcześniej niż sztolnie kopalni Rudolf. Północne zbocza Górzca obfitują w ślady dawnej działalności górniczej w postaci różnego rodzaju zapadlisk, które mogą być pingami, szurfami ale też i zawalonymi szybami lub wejściami do innych sztolni. Nie brakuje także warp i hałd.

Diabelski most

Z legend i baśni. Czy to prawda czy nie , nie mi sądzić, ale fajnie wiedzieć że kiedyś była taka historia podanie.  Zaraz po wojnie na moście łączącym Jawor i Piotrowice notorycznie diabeł straszył ludzi, a że nie było wtedy komunikacji ani samochodów w powszechnym użyciu prawie wszyscy poruszali się na piechotę. Szczególnie diabeł dręczył biednych ludzi po zmroku przejście stawało się niemożliwe. Po licznych  interwencjach u księdza ten się zdecydował na odprawienie mszy-egzorcyzmów . Ponoć pomogło od tamtej pory był spokój na moście.

KRZYŻOWA GÓRA – SICHÓW

Kierując się niebieskim szlakiem na południe od pałacu i parku, dotrzeć można do Krzyżowej Góry 258 m n.p.m. oraz bliźniaczej góry Trzcina (Schilfberg) 251 m n.p.m., będących bazaltowymi wzgórzami. Zbocza tej drugiej porośnięte są lasem liściastym, w którym rozrzucone są liczne głazy bazaltowe. Na jej szczyt wprowadza ścieżka dydaktyczna, niestety brak jest jakichkolwiek informacji na jej trasie czego ma ona dotyczyć. U szczytu znajduje się odsłonięcie bazaltów, stary łom. Sam szczyt posiada zagospodarowanie w postaci płaskiego plateau, ogrodzonego murkiem na planie koła, na które wprowadzają kamienne schody. Remont plateau był przeprowadzony w 2004 r wraz z ustawieniem nań stalowego krzyża. Na szczycie znajduje się ograniczony, poprzez korony drzew, punkt widokowy na północ. Przy drodze gruntowej prowadzącej u stóp góry Trzcina (od wschodu) w kierunku kolejnego wzgórza, znajdują się pozostałości rozszabrowanego cmentarzyka Richthofenów, z pozostałym i ocalałym jednym słupkiem grobowym. Niegdyś znajdowało się w tym miejscu 12 płyt nagrobnych. Warto też odwiedzić starą nekropolię na północ od wsi (obok nowego cmentarza), zlokalizowaną przy drodze Sichów – Sichówek. Na cmentarz wprowadza od drogi, przez pozostałości bramy, aleja drzew będąca niegdyś główną. W chwili obecnej jest on zaniedbany i zarośnięty, a kilka pozostałych tablic nagrobnych w większości jest zdewastowanych.

Samotny Biały Krzyż na Sichowem. Kolejne miejsce warte odwiedzenia choćby na fakt że tutaj Niemcy bronili się do końca. Wiedzieli że bolszewicy nie znają litości , najpierw zabija ich a potem zgwałcą ich żony i dzieci. Miejsce owiane tajemnicą skarbów i ludzi ich poszukujacych. Parę lat temu ponoc jakiś człek z Wałbrzycha wykupił do spółki z jakimś Niemcem zamek Manfreda von Richthofena. Były tam prowadzone prace poszukiwawcze , ale co i czy w ogóle coś zostało znalezione tego nie wie nikt poza zainteresowanymi. Dzisiaj stoi ów zamek otoczony zasiekami i czeka na swą dalszą historie które mu życie napisze. Była środa, 17 stycznia 1945 roku. Pięć dni wcześniej na froncie wschodnim ruszyła gigantyczna ofensywa Armii Czerwonej i podporządkowych jej dowództwu jednostek 1. Armii Wojska Polskiego. Kraków, stolica Generalnego Gubernatorstwa, znalazł się na bezpośrednim zapleczu frontu. http://images40.fotosik.pl/299/bede471ee6825630med.jpg Gubernator Hans Frank na dworcu głównym w Krakowie wręcza złote zegarki milionowemu i milion pierwszemu robotnikowi wyjeżdżającemu na roboty do III Rzeszy Do tego dnia doktor Hans Frank przygotowywał się od dawna. Latem poprzedniego roku, gdy Rosjanie dotarli do Warszawy, polecił, by najcenniejsze dzieła sztuki zgromadzone w zamku wawelskim, oficjalnej siedzibie gubernatora generalnego, wywieźć w bezpieczniejsze okolice. Wybór padł na znajdujący się długo poza zasięgiem alianckich bombardowań Dolny Śląsk, a ściślej na zamek Manfreda von Richthofena w Seichau, czyli w dzisiejszym Sichowie. http://images48.fotosik.pl/304/f1330f73a02667e0med.jpg Dzisiaj to pozostałość świetności dawnego zamku. Ruiny otoczone zasiekami i tak naprawdę nie wiadomo do kogo należące. Po wojnie znaleziono dokument, w którym Wilhelm Ernst Palezieux, specjalny pełnomocnik do spraw zabezpieczenia skarbów sztuki i dóbr kultury w GG, 25 sierpnia 1944 roku pisał do szefa Urzędu Administracji Generalnego Gubernatorstwa: ,,Pozwalam sobie doręczyć Panu w załączeniu listę przedmiotów artystycznych, które osobiście przewiozłem samochodem do zamku Seichau, powiat Jauer (obecnie Jawor przyp. L. A.) na Dolnym Śląsku. Oprócz wymienionych w niej czternastu pozycji, wysłano na życzenie Pana Gubernatora Generalnego do Seichau trzy wagony kolejowe wartościowych dzieł sztuki, stanowiących większą część tego, co znajdowało się w piwnicach zamku”.Upadek i postępująca dewastacja. Czyli dodajmy krakowskiego Wawelu. Ale bardziej interesująca dla ludzi szukających po wojnie skarbów kultury była załączona do pisma Palezieuxa lista, na której figurowały między innymi ,,Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci, ,,Nadchodząca burza” (czyli ,,Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem”) Rembrandta i jego ,,Autoportret” oraz ,,Ukrzyżowanie” Rubensa. Na liście nie było natomiast ,,Portretu młodzieńca” Rafaela. Oficjalną ewakuację zrabowanych w GG skarbów kultury rozpoczęto latem 1944 roku. Całą akcją kierował Wilhelm Ernst Palezieux, który w 1943 roku zastąpił Kaia Mühlmanna na stanowisku specjalnego pełnomocnika do spraw zabezpieczania skarbów sztuki i dóbr kultury w GG. Transporty z eksponatami muzealnymi kierowano na Dolny Śląsk. Tamtejszy konserwator zabytków, profesor Günther Grundmann, przesłuchującym go po wojnie Amerykanom powiedział, że na magazyny polskich dzieł sztuki przydzielił władzom GG cztery zamki i pałace na zachód od Breslau (Wrocławia): Muhrau, Kynau, Warmbrunn i Konradswaldau. Ponadto Grundmann wiedział, że należący do Manfreda von Richthofena zamek w Seichau zarezerwował sobie sam Hans Frank. http://images42.fotosik.pl/216/9b564e66a073311amed.jpg Od frontu jeszcze się prezentuje. Myślę że został wykupiony tylko w jednym celu , eksploracji. Seichau to dzisiejszy Sichów, a wymienione przez Grundmanna miejscowości to: Murawy, Zagórze Śląskie, Cieplice (obecnie dzielnica Jeleniej Góry) i Mrowiny. Z tych miejscowości nas interesować będzie Sichów. Ucieczka z Krakowa Gubernator Hans Frank witany przez dzieci podczas wizyty inspekcyjnej w Jarosławiu. W środę, 17 stycznia 1945 roku, doktor Hans Frank odegrał komedię z pożegnaniem swej stolicy. Rano na Wawelu odbyło się z jego udziałem ostatnie posiedzenie ,,rządu” GG, po czym wsiadł do swego Mercedesa z numerem rejestracyjnym Ost-23, który w silnej eskorcie pojazdów wojskowych wyruszył na Dolny Ślask, do Seichau. Nazajutrz Frank polecił zapisać w swym dzienniku: ,,Pan gubernator generalny przy wspaniałej, zimowej pogodzie, w promieniach słońca opuścił zamek w Krakowie”. W poszukiwaniu ,,Portretu młodzieńca” często pomija się istotny szczegół. Otóż na krótko przed opuszczeniem Krakowa, Frank otrzymał list od doktora Eduarda Kneisela. Ten wiedeński konserwator zabytków informował gubernatora generalnego, że w Seichau wszystko przygotowane jest na jego przyjazd. Dodał też, że skrytki na dzieła sztuki są już gotowe. Niestety, doktor Kneisel nie podał lokalizacji tych skrytek. Frank przebywał w Seichau przez tydzień. Segregował zwiezione tu skarby kultury, niszczył dokumenty, ale także znalazł czas, by pojechać do Agnetendorfu (obecnie to Jagniątkowo peryferyjna dzielnica Jeleniej Góry), by odwiedzić tam sędziwego pisarza, laureata Literackiej Nagrody Nobla Gerharta Hauptmanna. 23 stycznia gubernator generalny opuścił Dolny Śląsk, by przez Drezno dotrzeć do swej bawarskiej willi w Neuhaus nad Schliersee, gdzie 4 maja aresztowali go Amerykanie. W ich ręce wpadł też Palezieux, który zdradził miejsca ukrycia wielu cennych dzieł sztuki, w tym dwóch obrazów zaliczanych do ,,wielkiej trójki”. Władze amerykańskie wydały Palezieuxa Polsce, gdzie skazano go na pięć lat więzienia jako jedynego z hitlerowskich grabieżców dzieł sztuki. Inni uniknęli kary. Po odsiedzeniu wyroku Palezieux wyjechał do Niemiec, gdzie wkrótce w tajemniczych okolicznościach zginął w wypadku samochodowym. http://images35.fotosik.pl/158/465d5a910a24e439med.jpg Przy zamkowych ruinach jest piękna kapliczka Richthofenów, tyle że zniszczona jak wszystko. Hans Frank zawisł na szubienicy na mocy wyroku Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze i podobnie jak Palenzieux nic już nie powie. A warto byłoby wiedzieć, czy opuszczając Kraków miał ze sobą co wielu sugeruje ,,Portret młodzieńca”. Albo czy prawdą jest to, co w książce ,,Mój ojciec, Hans Frank” napisał jego syn Niklas: ,,Większość dzieł sztuki Polacy otrzymali z powrotem, oprócz portretu młodego mężczyzny pędzla Rafaela, który ostatnio był u nas w Neuhaus nad Schliersee w Górnej Bawarii. Później gdzieś przepadł. Być może wisi w jakiejś chłopskiej chałupie wymieniony przez matkę w 1945 roku na jaja, masło, wieprzowinę”. Niklas Frank był w 1945 roku za mały, by mógł to zapamiętać. A ponadto ,,Portretu młodzieńca” nie znaleźli Amerykanie, gdy przyszli aresztować jego ojca. Wszak przeprowadzili w willi szczegółową rewizję… Co wiedział doktor Kneisel? Kluczową postacią w poszukiwaniach ,,Portretu młodzieńca” może być znany nam już doktor Eduard Kneisel. Przeżył wojnę, a nawet złożył szczegółowe zeznania. Jak w 1999 roku napisał Włodzimierz Kalicki w ,,Magazynie Gazety Wyborczej”, w 1960 roku w Nowym Jorku adwokatowi Czartoryskich, Paulinie Tylor, Kneisel powiedział, że ,,Portret młodzieńca” w lutym 1945 roku wisiał w willi Palezieuxa niedaleko Neuhaus. Wkrótce potwierdził to w oficjalnym zeznaniu złożonym przed agentem FBI. Pięć lat później Kneisel odwołał swe wcześniejsze zeznania. Pomyliły mu się obrazy. W wilii Palezieuxa powiedział wisiało inne dzieło. Nikt natomiast nie zapytał Kneisela o wspomniane skrytki, o których pisał w liście do Franka. W Polsce rządzili komuniści, więc Czartoryscy, jeśli w ogóle słyszeli o tym liście, nie chcieli, by wiedza o skrytkach w okolicach Sichowa dotarła do Warszawy. Być może stracono wtedy jedyną okazję rozwiązania tajemnicy Seichau. Nawet po 60-ciu latach basen który był wybudowany na posiadłości Richthofenów robi wrażenie. Ponoć na zamku miał swoja siedzibę Hitlerjugend a młodzi Niemcy byli wychowywaniu w duchu sportu korzystając z owego basenu. Dzisiaj basen popada w ruinę , wiocha już nie dba a obecny właściciel wykupił chyba tylko sam zamek, a szkoda , bo nawet dzisiaj nie każda polska wiocha ma własny basen z prawdziwego zdarzenia. Bo Frank, opuszczając gościnny zamek Richthofena, zabrał z sobą do Bawarii tylko najcenniejsze jego zdaniem skarby kultury. Zapakowane w Seichau skrzynie z innymi dziełami sztuki utknęły w wagonach towarowych na stacji Bad Warmbrunn i przez tamtejszych kolejarzy zostały rozładowane. Przeniesiono je do cieplickiego pałacu Schaffgotschów, gdzie w sierpniu 1945 roku zostały odnalezione przez Polaków. W skrzyniach nie było jednak ,,Portretu młodzieńca”. Za pewnik należy dziś przyjąć, że oprócz skarbów zabranych przez Franka oraz tych odnalezionych w Cieplicach, część dóbr kultury ukryto w rejonie dawnego Seichau. Gdzie? I czy był wśród nich ,,Portret młodzieńca”?… Wielu uważa jednak, że ,,Portret” znajduje się ukryty, ale w sejfie jakiegoś kolekcjonera. I nawiązując właśnie do tej hipotezy, Monika Kuhnke na łamach czasopisma ,,Cenne, Bezcenne, Utracone” napisała: ,,Jedno jest pewne ktokolwiek ten obraz posiada, nie odważy się na jego publiczne wystawienie, mając świadomość jego pochodzenia. W tej sytuacji pozostaje tylko czekanie i nadzieja, że ten najcenniejszy z utraconych powróci do Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie”. autor tekstu:LESZEK ADAMCZEWSKI – źródło Wybrali nalezacy do Manfreda von Richthofena palac w Seichau, dzis Sichowie na Dolnym Slasku. Von Richthofen byl dosc znanym podroznikiem i kolekcjonerem dziel sztuki. Niemieccy arystokraci zachowywali wobec niego niejaka rezerwe. Powodem byl jego ozenek ze szwedzka aktorka. Najpozniej do stycznia 1945 roku do palacu von Richthofena przewiezione zostaly zbiory zgromadzone przez Franka w Krzeszowicach. W Seichau segregowal je i przygotowywal do dalszej podrozy dr Eduard Kneisel, konserwator zabytkow z Wiednia. Hans Frank po ucieczce z Krakowa przez Wadowice przyjechal do Seichau poznym wieczorem 17 stycznia. Byc moze mial przy sobie „Portret mlodzienca” Rafaela.Manfred von Richthofen był podróznikiem i kolekcjonerem. W swojej posiadłosci miał wiele nie tylko zwyklych eksponatow , ale też bogaty zbiór roślin. Tutaj widac jeden z tulipanowców , a jest tam tez piękna aleja starych drzew , która naprawdę robi wrażenie Watpliwe, by moglo chodzic tu o niezamierzony balagan ewakuacyjny. Obrazy byly zbyt cenne, a sowiecka armia zbyt odlegla, by Frank stracil nad takimi skarbami kontrole. Niewykluczone, ze juz wtedy, wespol z pozostajacym z nim w bliskich stosunkach Palezieux, probowal stworzyc sztuczny zamet, by potem, w trakcie ewakuacji na zachod, osobiscie ukrasc najcenniejsze dziela. Bylo to o tyle proste, ze na pismie z 25 sierpnia 1944 roku, zawiadamiajacym o przewiezieniu arcydziel do Seichau, nieczytelny podpis zlozyl najpewniej Wilhelm Palezieux. Jesli jednak 17 stycznia Hans Frank nie mial przy sobie „Portretu mlodzienca”, to najpewniej po cichu uwozil go w tym czasie na zachod Wilhelm Palezieux – za wiedza i zgoda Franka. Bardzo prawdopodobne, ze rozgoryczony Hans Frank, ktory w 1944 roku popadl w ciezka nielaske u Hitlera, przewidujac koniec III Rzeszy przygotowal do spolki z Palezieux kolejna wielka kradziez arcydziel z polskich zbiorow – tym razem na wlasna reke. W palacu von Richthofena Hans Frank spedzil siedem dni. Segregowal przywiezione z Krakowa skarby, niszczyl dokumentacje. Wszystkie dziela sztuki spakowano do skrzyn 20 stycznia. 23 stycznia Frank wyjechal z Seichau i ruszyl do Drezna. W tym czasie skrzynie z ogromna iloscia dziel sztuki zapakowano na sanie i furmanki. Palac w Seichau ulegl zniszczeniu pare dni po ucieczce Franka. Niemieckie oddzialy walczyly o Seichau nieslychanie zaciekle, do ostatniego naboju. Otoczony przez Rosjan Manfred von Richthofen popelnil samobojstwo. Do dzis nie jest jasne, czy wszystkie skarby przepakowywane w palacu ewakuowano na zachod, czy tez czesc ukryto w Seichau lub okolicy. Konserwator dr Eduard Kneisel zawiadamial wszak listownie Franka przed jego przybyciem do Seichau, ze skrytki na dziela sztuki sa juz przygotowane. Niestety, nie napisal nic konkretnego o lokalizacji skrytek Nad Sichowem znajduje się Krzyżowa Góra na której stoi przepiękny biały Krzyż górujący nad okolicą. Góra ma swoje prasłowiańskie korzenie a widok z niej na okolice jest przedni.

https://mapa.targeo.pl/krzyzowa-gora-59-424-sichow~17367300/szczyt/adres

GÓRZEC koło Męcinki

Górzec – tajemnice wnętrza (2)

przez , 16.gru.2013, w Pod ziemią

Sztolnia GórzecKopalnia Rudolf udostępniała złoża rudy żelaza kilkoma sztolniami. Pierwsza z nich znajduje się na poziomie 276 m n.p.m. (opisywana w części pierwszej), ale do chwili obecnej zachowała się też druga, nie związana z tą kopalnią, na poziomie 373 m n.p.m. Aby do niej trafić należy kierować się „starą” drogą na prawo od szlaku (zielonego) prowadzącego kalwarią. Po około 100 metrach, na lewej stronie zbocza można odnaleźć stary, zawalony szyb, o średnicy i głębokości około 5 metrów. Kierując się dalej dochodzimy do rozwidlenia dróg, a potem w prawo, w dół do początku jaru. Następnie poruszamy się jarem w górę do sztolni nr. 2.Sztolnia Górzec (1)W jej pobliżu (dalej jarem ku górze, po około 50 m, po prawej stronie) znajduje się kolejna sztolnia nr. 3 – niestety zawalona, oraz sporych rozmiarów hałda. Sztolnia zagłębia się nie do wnętrza Górzca, ale w kierunku południowo-zachodnim, w zbocze bezimiennej góry, leżącej na zachód od niego. Jest 85-metrowej długości, wysokości średnio 2 m i szerokości 1,3 m (można się w niej swobodnie poruszać), wydrążona w łupkach. Po 10 metrach od wlotu natrafiamy na mały obryw skał ze stropu, a po kolejnych 50 metrach docieramy do pierwszego zawału (60 m od wlotu), po którego pokonaniu przez ciasny przełaz docieramy do obszernej komory eksploatacyjnej o szerokości około 6 m i wysokości 4 m, z nie usuniętym urobkiem zalegającym na spągu.Sztolnia Górzec (2)Znajduje się w niej interesująca struktura, kolorystyka i różnorodność ławic skalnych, mineralizacja. Często spotyka się żyły kwarcu z wyraźnymi kryształami dochodzącymi do 1 cm.Pokonując przez przełaz kolejny zawał, można dotrzeć do dalszej części chodnika, długości 16 m zakończonego zawałem (obryw kilkutonowego bloku, widoczny po wejściu do szczeliny, po prawej). Na spągu zalegają duże fragmenty skały (urobek, obrywy?). Na ścianach całego wyrobiska widoczne są ślady po otworach wiertniczych, drewniane „kotwy”, spróchniałe fragmenty stempli, otwory po poprzecznych prostokątnych belkach przy stropie (po prawej stronie na około 50 metrze), natomiast nie pozostały żadne ślady po torowisku lub podkładach dla wagoników.Sztolnia Górzec (4)Wielkość hałdy znajdującej się w jarze porównana z wielkością spenetrowanej sztolni nasuwa sugestię, że zawał odcina dostęp do sporej długości chodników. W związku z odmiennym kierunkiem przebiegu chodników, nie łączy się ona z wyrobiskami sztolni dolnej i została ona założona dużo wcześniej niż sztolnie kopalni Rudolf. Północne zbocza Górzca obfitują w ślady dawnej działalności górniczej w postaci różnego rodzaju zapadlisk, które mogą być pingami, szurfami ale też i zawalonymi szybami lub wejściami do innych sztolni. Nie brakuje także warp i hałd.Sztolnia Górzec (3)Pozostałości ciągną się od szczytu do jaru oraz na bezimiennym wzgórzu. Do penetracji sztolni wymagana jest odzież ochronna i źródło światła. Uwaga – niebezpiecznie! Częste i liczne odpadnięcia dużych fragmentów skał ze stropu i ścian. Możliwość zawalenia się komory i chodnika za nią. Miejsce zimowania nietoperzy, w związku z czym obiekt ten podlega ochronie jako siedlisko zwierząt chronionych.

Winnica skarby, tunele ,podziemia

Z pamiętnika eksploratora…

przez , 05.kwi.2014, w Galimatias

Płyta z otworemO odnalezionych podziemiach cysterskich…

Historia z podziemiami cysterskimi w okolicach miejscowości Słup rozpoczyna się w 1810 roku, kiedy to w wyniku sekularyzacji zakonu grupka mnichów nie godząc się na zarekwirowanie dóbr i kosztowności zgromadzonych w lubiąskim klasztorze, buntuje się i ucieka z ich częścią w kierunku Krzeszowa, gdzie mieści się kolejne opactwo. Docierają do Winnicy, gdzie umiejscowiona była ich grangia, a dalej w kierunku Słupa i góry Górzec.

Jedna z legend dotycząca terenu gminy Męcinka mówi o podziemnym przejściu z kościoła w Słupie do kaplicy we wsi Żarek, która obecnie nie istnieje – pozostaje zalana pod wodami zbiornika Słup. Owa kaplica była niegdyś częścią klasztoru należącego do zakonnic, o surowej regule zakazującej pokazywania się wśród ludzi, zatem do słupskiego kościoła chodziły tym podziemnym korytarzem.

Krnąbrni mnisi wraz z przywłaszczonymi dobrami kierują się na Górzec. Masyw jest im dobrze znany z racji tego, iż od połowy XIII w. góra ta jak i obszar Mniszego Lasu należał do cystersów z Lubiąża, a w 1740 r. wytyczyli oni na niej tzw. Drogę Kalwaryjską, wzdłuż której ustawiono 14 piaskowcowych kapliczek. Ponadto znajduje się on mniej więcej w połowie drogi z Lubiąża do Krzeszowa. W 1810 roku u podnóża Górzca powstaje pustelnia, w której to zamieszkał jeden z mnichów, jak domniemywano „strażnik” cysterskich dóbr, ukrytych gdzieś w okolicy. O losach pozostałych jego kompanów nic nie wiadomo. Sam teren masywu Górzca obfituje w różnego rodzaju pozostałości po średniowiecznych pracach górniczych, takich jak sztolnie, szyby, pingi, itp., co niewątpliwie sprzyja możliwości ukrycia dóbr. Na szczycie zaś znajdował się XIII-wieczny zamek wzniesiony przez Henryka Brodatego, który mógł posiadać podziemia.

Gdzie mnisi ukryli przywłaszczone dobra? Czy na terenie grangi, kościoła w Słupie, w masywie Górzca, czy może w podziemiach? Do dziś pozostaje to tajemnicą. Podziemi nigdy nie zlokalizowano…Widok przez otwórI w tym momencie pojawia się nowy wątek, ślad. Otóż dowiadujemy się od znajomego, że kiedyś członek jego rodziny, w latach 70-tych XX w. pracował jako robotnik fizyczny przy prowadzonych pracach ziemnych między Winnicą a Słupem i opowiadał mu pewną historię. W trakcie prowadzonych prac ziemnych w znajdującym się tam lasku natrafili przypadkiem na jakiegoś typu „kamienny właz i komorę”. Prosimy znajomego by w miarę możliwości dopytał o szczegóły i lokalizację tego „znaleziska”. Po kilku dniach otrzymujemy odpowiedź ze szczątkowymi informacjami o tym odkryciu. Miała to być, porośnięta już runem, kamienna płyta z metalowymi uchwytami, po środku której znajdował się okrągły otwór „jakby do cyrkulacji powietrza wewnątrz-wywietrznik…”. Robotnicy uznali, że jest to pewnie jakiś stary grobowiec. Jednak gdy zajrzeli do wnętrza przez otwór, nie było w komorze trumien, a w jedną i druga stronę widoczne były łukowate, zamurowane cegłą wejścia.

Po tej informacji, mając jako takie namiary na ten „lasek” i umiejscowienie w nim płyty, nie pozostało nic innego jak zweryfikować ją w terenie. Jest grudzień 2013 roku. Zaopatrzeni w metalowe pręty do sondowania podłoża udajemy się do Winnicy i wskazanego lasku. Na miejscu bez problemu odnajdujemy go, po czym „przeczesujemy” dokładnie wzrokiem jego runo. Niestety nic charakterystycznego nie zauważamy. Postanawiamy zatem wykorzystać metalowe pręty i mniej więcej co 1 m sondujemy podłoże w nadziei natrafienia na „coś” twardego. Ponieważ jest przełom jesieni i zimy, a co za tym idzie dzień krótki, jesteśmy zmuszeni nasze poszukiwania rozbić na kilka dni po około 2 godziny dziennie. Teren nie jest mały, a dodatkową trudność nastręcza gęste poszycie runa leśnego, plątanina różnego rodzaju roślin. Często natrafiamy na duże kamienie zalegające tuż pod powierzchnią, dające nam fałszywą nadzieję, że to już to.Podziemia (1)W końcu po kilku dniach sondowania podłoża natrafiamy na coś twardego i o większych gabarytach, ukryte pod warstwą ściółki i porastającego ją bluszczu. Zaczynamy nerwowo rozgrzebywać bluszcz, a naszym oczom ukazuje się… kamienna płyta! Nareszcie! Pozbawiamy ja maskującej okrywy roślinnej, pojawiają się metalowe uchwyty i na jej środku otwór wielkości piłki do koszykówki. Płyta ma grubość 12 cm, wymiary 1,5×1,5 m. Oświetlamy przez otwór wnętrze. Komora jest pusta, w całości wykonana z cegły, głębokości około 2-2,5 m, wymiarach około 2×2 m, do której sprowadza kilka stopni również wykonanych z cegły. Podłoże jest wilgotne. Ściana naprzeciw stopni jest jednolita, natomiast w jedną jak i w drugą stronę widoczne są łukowate chodniki zamurowane cegłą. Na tą chwilę nie jesteśmy w stanie „ruszyć” płyty i odsłonić na tyle, aby dostać się do wnętrza. Na koniec robimy zdjęcia wnętrza opuszczając aparat przez otwór na tyle, na ile pozwala nam długość ramion oraz samej płyty. Informacja przekazana przez znajomego okazuje się w 100% prawdziwa. Zadowoleni z wyników poszukiwań odpuszczamy sobie na razie dalszą eksplorację odkrytej komory. Na powrót maskujemy ją roślinnością nie pozostawiając po sobie żadnych śladów naszej bytności i prac. Miejsce jest jak nie naruszone. Co kryje się w zamurowanych cegłą chodnikach? Dokąd prowadzą? Czy są drożne? Tą tajemnicę zostawiamy sobie na cieplejsze dni, gdy będą dłuższe, a roślinność bujna, by nie przykuwać uwagi osób postronnych… Jedno wiemy na pewno – nie jest to grobowiec, ani jakakolwiek konstrukcja drenująca. Nie w tym miejscu…Podziemia (3)W marcu 2014 roku powracamy do tematu odnalezionej komory. Zaopatrzeni w sprzęt niezbędny do odsłonięcia kamiennej płyty na tyle, aby móc wejść do wnętrza, ponownie udajemy się w kierunku Winnicy. Dochodzimy do „naszego” miejsca – jest w stanie takim, w jakim je pozostawiliśmy. Oczyszczamy płytę. Po kilku próbach nareszcie udaje się nam ją odsłonić na szerokość pozwalającą wejść do środka. Wnętrze jest czyste, jakby nieużytkowane. Cegły trochę zmurszałe na powierzchni, ale w dobrym stanie. Ostukujemy ściany. Ściana na wprost schodków wydaje dźwięk „pełnej”, natomiast boczne, o łukowatych sklepieniach „głuchych”. Postanawiamy rozkuć warstwę muru zabezpieczającego przestrzeń za. Po godzinie pracy wykonujemy otwór przez który możemy przecisnąć się dalej. Kierunek Słup… Chodnik jest wąski , nie przekracza metra szerokości i wysoki na 160 cm, w całości obudowany cegłą, podłoże wilgotne. Po około 100 m napotykamy na niewielki zawał z prawej strony, napór ziemi i czasu wypchnął dość spory fragment cegieł. Po niewielkim rozkopaniu go brniemy dalej. Napotykamy na pozostałości jakichś desek, wiklinowego kosza i porozrzucanych fragmentów porcelany, najwyraźniej z potłuczonego naczynia. Trochę dalej na kawałki szkła, fragmenty materiału, drzewiec niedopalonej pochodni.Podziemia (4)Korytarz cały czas biegnie lekkim łukiem w lewo. Po następnych 100 m napotykamy na kolejny, tym razem już sporych rozmiarów zawał ze stropu, odcinający dostęp do dalszych partii. Wracamy i dokładnie przyglądamy się ścianom, stropowi. Nic na nich nie ma. Żadnych napisów, żadnych rytów. Żadnych szczegółów, czysta cegła. Wychodzimy z komory, powtórnie nasuwamy płytę, maskujemy ją, zacieramy ślady naszej obecności w tym miejscu. W tym momencie nie mamy już więcej czasu by podjąć się próby przekopania zawału oraz wykucia otworu w drugiej ścianie. Przeszliśmy około 200 m. Ile jeszcze czeka przed nami? Ile czeka w drugim kierunku? Tę zagadkę zostawiamy sobie na kolejną wizytę… Kolejne co wiemy na pewno – są to podziemia.

Napotkany zawał nie daje spokoju… Wracamy po kilku dniach, nastawieni na przekopanie go. Początek eksploracji podobny do poprzedniego. Docieramy do zawału. Kopiemy… 1 godzina… 2 godzina… Udaje się! Zawał został przekopany,a za nim (!) widnieje ściana z cegieł! Kujemy. Cegły są wilgotne i zmurszałe, szybko ustępują naszym przecinakom, łomom i młotkom. Zaglądamy przez otwór oświetlając wnętrze. Pierwsze co rzuca nam się w oczy to następna ściana z cegieł oddalona o około 5 metrów. Ha! Specjalnie utworzona komora, oddzielona ścianami z cegieł, grodziami! Widzimy w niej ceglane schody biegnące ku stropowi, a przecież nad nimi nie ma żadnej budowli? (…) Chodnik biegnący od „komory wejściowej” w kierunku Słupa okazał się być zakończony opisaną komorą. Komorą, grobowcem, ossarium, schowkiem, depozytem. Dalej, za ścianą komory nie było już nic (obudowanego cegłą korytarza/tunelu), jedynie zwykła ziemia. Pozostaje eksploracja zamurowanego chodnika od „komory wejściowej” w kierunku Winnicy…